Tym razem nie zaskoczymy Was niczym nowym. Znowu będziemy namawiać do odwiedzin u naszych wschodnich sąsiadów.
Obiecywaliśmy sobie, że tym razem spędzimy nieco więcej czasu we Lwowie. A wyszło jak zawsze i podróż sentymentalna do Tadanii wzięła górę. Jednak Lwów też zobaczyliśmy, a co więcej smakołyki tam jedliśmy.
Do odkryć kulinarnych namówiła nas swoim wpisem Natalia z bloga Biegun Wschodni. Na pierwszy głód trafiliśmy do restauracji i piwiarni Kumpel. Zwabił nas tutaj banosz – tradycyjna ukraińska potrawa. Było naprawdę smakowicie. A piwo boskie. Nie tylko to pojawiające się za sprawą magii i sekretnego dotyku. ;)
Kawa niezmiennie tuż przy Katedrze, choć następnym razem musimy w końcu wybrać się do kawiarni ormiańskiej.
Jeśli chodzi o zwiedzanie to niestety zrobiliśmy tylko mały spacerek. Ale był Nikifor, obowiązkowo Mickiewicz i kilka moich ulubionych kościołów (zachwycający dawny klasztor Bernardynów) i cerkwi. Zdecydowanie w październiku musimy więcej czasu poświęcić na zwiedzanie i delektowanie się wypiękniałym Lwowem.
Co ciekawe miasto znacznie różniło się od tego z ostatniej, wiosennej wizyty. Na Rynku tłumy! Jesienią znowu się zrobi bardziej kameralnie i taki klimat osobiście bardziej mi odpowiada…
Macie ochotę odwiedzić Lwów? My polecamy, podobnie jak inni blogerzy TUTAJ.