Zapewne większość z Was planowała kiedyś swój wyjazd – czy to bliski czy daleki. Czy to wizyta w mieście obok, czy wypad na tydzień do Toskanii, czy lot samolotem na drugi koniec świata – zaglądamy do przewodników, pytamy znajomych, przeglądamy internet. Która opcja jest najlepsza? Gdzie znajdziemy najcenniejsze informacje?
Często słyszymy pytanie: jak się przygotowujecie do wyjazdu? Dla wielu osób ogarnięcie tematu bez biura podróży jest ponad siły. Często przyczyną jest brak czasu. Czasem też zwyczajnie nie wiadomo od czego zacząć. Zróbmy zatem przegląd dostępnych opcji.
- Zdarza się, że wyjazdy robione są całkowicie spontanicznie. Kiedyś w samolocie słyszeliśmy radosną opowieść pary studentów wracających z Tajlandii, gdzie polecieli zupełnie nieprzygotowani. Ich plan, a raczej brak planu, zakładał wizytę w lokalnym biurze podróży i, pod pozorem chęci wykupienia wycieczki, zorientowanie się w atrakcjach i miejscach wartych zobaczenia. Jest to jakiś sposób… tyle, że dosyć czasochłonny. Głównie dlatego, że informacje w ten sposób uzyskane nigdy nie będą kompletne. Dowiesz się co powinieneś zobaczyć, ale pozostaje kluczowe pytanie „jak tam dotrzeć?”. Autobus? Pociąg? A może taksówka? Szukanie odpowiedzi na miejscu bywa utrudnione: a to nikt w hostelu dokładnie nie wie, internet kiepsko działa, albo nie ma go wcale, itp. itd. Tak więc zdobywanie informacji na miejscu kosztuje… i to nie mało, bo zabiera to, czego mamy najmniej – czas. Zaznaczę od razu, że mówimy o 1-3 tygodniowym wyjeździe, na który przez rok oszczędzaliśmy urlop. :)
Dla nas najbardziej „przerażająca” jest świadomość, że możemy coś pominąć i potem będziemy żałować. Bo właściwie niewiele jest szans wrócić do jakiegoś odległego miejsca i nadrobić to co przeoczyliśmy.
Tak więc jeśli już wydamy pieniądze na bilet i doczekamy utęsknionego urlopu to bezpieczniej będzie się do tego wyjazdu choć trochę wcześniej przygotować. - Trochę mniej spontaniczne będzie skorzystanie z usług ww. lokalnego biura turystycznego. Mogłoby się wydawać, że oszczędzimy trochę czasu, niestety niemal zawsze sporą część programu wycieczki przewodnicy poświęcają na obwożenie turystów po miejscach dających im dodatkową kasę za dostarczenie klientów. A to manufaktura alabastru, a to degustacja herbaty – takie atrakcje spotkamy nie tylko w krajach arabskich – były też w Chinach. Czasem trzeba to przeboleć, bo bez zorganizowanej wycieczki autokarowej nie sposób się dostać tam, gdzie chcemy. Innym razem korzystniejsze może być wynajęcie busika z kierowcą, czy taksówki, które ominą te wszystkie „dodatkowe atrakcje” i zawiozą prosto do celu. Jakby nie było, warto choć spróbować dowiedzieć się wcześniej jak na miejscu wygląda sytuacja.
- Do pewnego stopnia dobrym rozwiązaniem jest wyjazd z biurem podróży – mamy niejako gwarancję, że ktoś na wycieczce objazdowej zadba o to, żeby wszystkie hity na trasie zobaczyć.
W praktyce bywa z tym różnie. Kiedyś wybraliśmy się na 2-tyg. objazdówkę Francja – Hiszpania – Portugalia. Okazało się na przykład, że nie mieliśmy zapewnionych biletów do Alhambry. Jako że przez internet ponoć nie dało się kupić biletów grupowych, to plan był taki, że cały autokar bladym świtem szturmuje kolejkę do kasy. Efekt był marny, bo bilety skończyły się nam przed nosem (a są spore limity wejść dziennych). Podobnie było w Mediolanie – nikt z biura nie zarezerwował biletów na Ostatnią Wieczerzę… a trzeba to robić z miesięcznym wyprzedzeniem. A wystarczyło przecież poinformować wcześniej, żeby uczestnicy zrobili to sami przed wyjazdem. Ten i inne wyjazdy skutecznie odstraszyły nas od wyjazdów zorganizowanych. I te niekończące się godziny w autobusie. ;) - Jadąc z biurem mamy gwarancję zobaczenia najważniejszych miejsc (albo i nie ;)), jednak nie ma już zupełnie czasu na spontaniczność czy odkrywanie tego, co poza utartym szlakiem. My takie perełki odkrywane indywidualnie bardzo lubimy. Ale żeby do nich dotrzeć trzeba się czasem napracować.
Pewnie wydaje Ci się, że wystarczy dobry przewodnik? Nie zawsze. Ci co jeżdżą często i daleko najczęściej używają prawdziwej Biblii podróżujących na własną rękę – przewodników „Lonely Planet„. I my w końcu do nich dorośliśmy – choć ja nadal uważam za minus to, że są dostępne tylko po angielsku. Dużo szczegółów znajdziemy też w przewodnikach „Pascal„, „Bezdroża” czy „Rough Guides„. Te ostatnie zaczęły wychodzić po polsku (wydawnictwo „Wiedza i życie”).Wydaje się, że całkiem rzetelne informacje znajdziemy w przewodnikach „National Geographic” oraz „Wiedzy i Życia” (te kolorowe i ciężkie). Powiem szczerze, że jednym z moich największych rozczarowań były właśnie przewodniki NG – spodziewałam się po nich wiele – a otrzymałam niewiele. Mamy ich przewodniki po Anglii i Japonii.Kolorowe przewodniki „Wiedzy i Życia” bardzo lubiliśmy – do czasu. Są fajne, ale przy zwiedzaniu Europy – mamy tam pięknie pokazane kościoły, zamki. Problem zaczyna się gdy chcemy gdzieś dojechać na własna rękę czy znaleźć naprawdę dobre i tanie jedzenie. W jaką furię wpadłam w Chinach kiedy okazało się, że ten przewodnik owszem wspominał, że ponad klasztorem Shaolin są górki, ale nie pokazał jak fantastyczne i ile czasu należy na wyprawę tam zarezerwować. A podobno „pokazuje to co inne tylko opisują”. Takich wpadek było jeszcze kilka – teraz wiemy, że czytając go trzeba mieć pod ręką internet żeby zobaczyć czy w dane miejsce warto pojechać.A właśnie, o co nam właściwie chodzi – czego oczekujemy od przewodnika? Jeszcze niedawno fajnie było widzieć w przewodniku zdjęcie tego, co na miejscu nas czeka. Jednak przewodniki LP, Bezdroży czy Pascala przekonały nas, że nie to jest najważniejsze. Jadąc gdzieś samemu i organizując sobie transporty i nocleg na miejscu najważniejsza jest informacja. I to w tm rodzaju: „trzeba pojechać do takiej i takiej wioski, skręcić przy szkole, przejechać za meczet i po kilku kilometrach zobaczymy niesamowite skały” – tak było w Omanie pod Muscatem, gdzie dotarliśmy do niesamowitych skalnych grzybków.
Naszym nowym odkryciem są przewodniki „Bedeker” i „Rough Guides” – pierwszy test za nami w Japonii. Bedeker ma specyficzny układ – wszystko alfabetycznie – jest to wygodne w czasie wyjazdu – bo szybko znajdziemy dane miejsce. Jednak przy planowaniu średnio, bo nie mamy powiązanych miejsc skupionych obok siebie na mapie.
- Przewodnik jednak to nie wszystko. Przede wszystkim szukamy informacji u tych którzy tam już byli – czyli wertujemy internet w poszukiwaniu relacji z wyjazdów. I wtedy zaczyna się naprawdę ciężka praca i ślęczenie wiele godzin przed ekranem. Powiem szczerze, że to czasem powoduje, że nie lubię wyjazdów… Właśnie dlatego powstał ten tekst – dla odreagowania godzinnych nasiadówek z Kanadą w roli głównej. ;)
- To co sami znajdziemy to jedno, wiele też możemy dowiedzieć się bezpośrednio od fantastycznych ludzi którzy podróżują. Dzięki temu, że sami wciągnęliśmy się w pasję podróżowania i pisania o tym, mamy wielu nowych, niesamowitych znajomych, których pewnie inaczej nigdy byśmy nie poznali.
- Jest jeszcze jedna alternatywa dla tych, których pociąga świat, ale maja zbyt wiele wątpliwości – czy sobie poradzę, jak to wszystko zaplanować, gdzie nocować, czym jeździć… Okazuje się, że są osoby i strony internetowe gdzie profesjonalnie zaplanują nam taki wyjazd – zobaczcie tutaj – w Planie Podróży zrobi to za Was Bożena. I co ważne, gdzie byście nie pojechali, jest duża szansa że ona już tam była, więc będzie wiedziała co Wam pokazać. Zachwyca nas też rzetelność i podawanie informacji na stronie Gdzie Wyjechać – gratulujemy pomysłu i podziwiamy za ciężką pracę włożoną w portal!
A gdy już przygotowany jest plan, ciekawostki znalezione, zdjęcia pooglądane w sieci, nie ma nic przyjemniejszego jak zostawić wszystko za sobą i dać się porwać w wir nieznanej przygody która na nas czeka zaraz po wyjściu z samolotu…
A Wy jakie macie sposoby na planowanie wyjazdów? :))
5 komentarzy
Ja najbardziej lubię „Pascala” i „Rough Guides” – mają pewne minusy, ale dla nas są najlepsze ;) „Lonely Planet” to też obowiązkowa pozycja – zazwyczaj podróżujemy z 2 dwoma przewodnikami – „Loney” plus właśnie „Pascal” lub „Rough Guides”. Natomiast przewodników „Wiedzy i życia” całkowicie nie trawię ;)
cudowny opis. Podpisuję się 2 rękoma za samodzielnym podróżowaniem. Często ludzie mówią mi że nie znają języków i dlatego wybierają biura. Zawsze im wtedy odpowiadam: w Chińskich prowincjach nikt nie znał angielskiego, a nawet nasze wysiłki w napisaniu czegoś po chińsku (przy pomocy rozmówek) spoczywały na niczym bo większość mieszańców była analfabetami i dotarliśmy wszędzie gdzie chcieliśmy, jedliśmy nie zawsze to co wydawało się nam że zamawiamy, ale w niczym nam to nie przeszkadzało i bawiliśmy się przy tym niesamowicie. Mamy zachowane po dzień dzisiejszy nasze rysunki przez które próbowaliśmy się dogadać z ludnością.
Raz jechaliśmy pociągiem 32 godziny i ogrom czasu spędziliśmy na „rozmowach” z Chińczykami. Oni coś rysowali, pokazywali i było wesoło.
U mnie do planowania zakupuję przewodniki Rough Guides (szkoda że tak mało po Polsku ich jeszcze jest), ale ze sobą w podróż biorę LP. To mają naprawdę fajne, że można zakupić wersję elektroniczną, wtedy nie trzeba taszczyć całego przewodnika, a można mieć wydrukowane konkretne rozdziały, no i w razie czego kopia zapasowa na tablecie/netbooku .
Po bliższych nam rejonach Europy całkiem dobrze sprawdzają się przewodniki rodzimego wydawnictwa Bezdroża.
Punkt 5 obowiązkowo! Szperanie po internecie w poszukiwaniu relacji to konieczna konieczność. Oprócz walorów informacyjnych takie relacje potrafią być inspirujące.
Dobrym pomysłem jest też obejrzenie programów telewizyjnych np. z Travel Channel o miejscu gdzie chcemy jechać (można znaleźć takowe w sieci). Czasem bywają naprawdę sensowne.
Oprócz tego jest jeszcze wujek google i opcja Images czyli wpisujemy interesujące miejsce klikamy na Images i już chcemy tam pojechać :) To się sprawdza jak mamy cięzki wybór między jakimiś miejscami i ciężko zdecydować, no cóż wiadomo wszystkiego nie da się zobaczyć.
Dzięki za tak obszerny i rzeczowy komentarz. :)
Google Images, to w wielu przypadkach najlepsza pomoc w wyborze miejsc to 'zaliczenia’ w podróży. Tak np. wybieramy te kilka z setek parków w Kanadzie, które odwiedzimy. ;)
Jeśli chodzi o LP w wersji elektronicznej, to warto dodać, że można kupić pojedyncze rozdziały, co jest szczególnie przydatne w zbiorówkach typu „Arabian Peninsula” (z tego kupiliśmy sam Oman).
Bardzo przydatne wskazówki. Osobiście wolę jeździć na własną rękę, a przy planowaniu nieocenione okazują się blogi podróżnicze. Przy podróżach zagranicznych często są korzystne oferty z biur podróży na zasadzie przelot plus nocleg, a wtedy zwiedzanie sobie sami organizujemy, co jest pewnym kompromisem w dylemacie 'sama czy z biurem’.