Mieliśmy być na Litwie… ale rozsądek zwyciężył i wybraliśmy w nieco bliższą okolicę: Dolny Śląsk. Tym razem znowu udało nam się odkryć mało obleganą część naszego kraju – idealną na długie weekendy.
Komfortowe domki na skraju roztoczańskiego lasu, w cichej i spokojnej okolicy pośrodku Roztocza. Idealne do aktywnego wypoczynku lub błogiego lenistwa... :)
Zobacz, zachwyć się, zarezerwuj!
Wycieczkę rozpoczęliśmy od Arboretum w Wojsławicach. Pojawić się tam rano, 1 maja, jako pierwsi odwiedzający – bezcenne! Gdy wyjeżdżaliśmy gigantyczny parking był cały zapchany samochodami.
Cały teren arboretum jest fantastycznie utrzymany. Udało nam się zobaczyć jeszcze kwitnące magnolie, rododendrony, azalie i wiele innych. Niestety na pełnie rozkwitu największej chluby – narodowej kolekcji liliowców jeszcze trzeba poczekać.
Następny na trasie był Bolków. Zamek jest niestety w ruinie – ale bardzo malowniczo góruje nad nieco sennym miasteczkiem. Polecam zaglądnąć na dobre jedzenie do restauracji Zacisze – wejście od ul. Reymonta. Poza dobrym jedzeniem znajdziemy tam na ścianach stare zdjęcia Bolkowa. Uwielbiam takie stare fotografie, a te dodatkowo miały taką niesamowitą, nostalgiczną nutkę…
Wyjeżdżając z Bolkowa warto zaglądnąć na jeszcze jeden zamek – Zamek Świny. Obawiam się jednak, że ze zwiedzaniem może być różnie – sami nie byliśmy, a w internecie była informacja, że tylko czasem bywa udostępniony do zwiedzania.
Kolejny punkt programu to Jawor z fantastycznym Kościołem Pokoju. Widzieliśmy już kiedyś Kościół Pokoju w Świdnicy. Ten w Jaworze równie zachwyca. Niestety widać też, że wkrótce przyda się tutaj solidna renowacja.
Na koniec zostawiliśmy polecany przez znajomą Aleksandrę zamek Grodziec. Dodatkową atrakcją na zamku był zjazd fantazyjnie poprzebieranych postaci – niektórych jakby żywcem wyjętych z książek fantasy.
Naszym docelowym miejscem na nocleg był jednak Pałac Lenno w okolicach miasteczka Wleń. Pałac, jego otoczenie a przede wszystkim ludzie zachwyciły nas totalnie – ale o tym jeszcze później.
Drugi dzień to wycieczka w góry. A w zasadzie na początek do Karpacza. Trochę obawiałam się tłumów – w końcu to długi weekend. Ale rano bez problemu kupiliśmy bilety na Kopę. Okazało się, że niezmiennie nadal kursuje tu jednoosobowe krzesełko. Wsiadanie i wysiadanie jest dość ekstremalne – trzeba w biegu. ;)
Na górze zaskoczył nas śnieg! Pomimo ekstremalnych upałów od kilku dni, na ścieżce prowadzącej do Schroniska Dom Śląski nadal leżała ok. 20cm warstwa śniegu.
No i jesteśmy na Kopie, siedzimy pod schroniskiem i… tak coś jednak brakuje – kusi i nęci wejście na Śnieżkę oczywiście. Zdecydowaliśmy w końcu, że podejdziemy nieco – jak się zasapiemy :) to wracamy. I tak krok po kroku znaleźliśmy się na szczycie – z niemałą satysfakcją wyprzedzając po drodze faktycznie ostro sapiących niedzielnych turystów! ;)
Ważna informacja dla lubiących zjeść/wypić coś dobrego w górach – zdecydowanie bardziej polecamy zatrzymać się na małe co nieco w restauracji na szczycie Śnieżki. :)
Na dół schodziliśmy już jednak nieco łatwiejszą, dojazdową trasą do schroniska. Ale satysfakcje miałam ogromną, że udało mi się bez trudu wdrapać na górę :)
Schodząc widzieliśmy już znaczną różnicę w ilości turystów, na dole była też gigantyczna kolejka za biletami… tak to wygląda w długi weekend. Przez tłumy tym razem nie udało się nam podejść do Świątyni Wang (totalnie zapchane parkingi). Zostawiamy ją sobie na następną wycieczkę.
Na obiadek pojechaliśmy do Chatki Niedźwiadka, tuż za Jelenia Górą – polecany przez znajomą pstrąg smakował wyśmienicie. A sama restauracja jest ślicznie położona wśród kwitnących pól rzepaku.
Wracając już do Pałacu Lenno zaglądamy jeszcze na zaporę w Pilchowicach. Nie jest może gigantyczna – ale bardzo malowniczo położona.
Dzień zakończyliśmy biegając z barankami po trawie przed pałacem. Sielanka :)
Trzeci dzień to przede wszystkim Zamek Czocha. Znowu byliśmy dość wcześnie rano – niestety pierwsza grupa wchodziła dopiero o 10.20. Mieliśmy więc dużo czasu żeby zobaczyć otoczenie zamku. Zwiedzanie ma niewątpliwą atrakcję – przechodzi się przez kilka ukrytych przejść! Na koniec można też wdrapać się po stromych drewnianych schodach na samą górę wieży!
Kolejny punkt programu na dziś był nietypowy – pojechaliśmy do Chojnic. Tylko dlatego, że kulinarną rewolucję zrobiła tam Magda Gessler. Zapewniam jednak, że było warto – szczególnie Maultaschen i Spätzle smakowały doskonale. Ale jak się okazało – takich amatorów jak my było więcej – mała restauracja Pod Jeleniem przeżywała dosłownie oblężenie. Jednak panie obsługujące były przemiłe!
W drodze do Chojnic zaglądnęliśmy jeszcze do Bolesławca – niestety, jak się można było spodziewać i fabryki i sklepy ze słynną ceramiką były pozamykane. Jednak jeśli ktoś lubi charakterystyczny, niebieski bolesławiecki wzór na talerzach, to dobre miejsce żeby się zaopatrzyć w taki zestaw obiadowy :)
Ostatni dzień spędziliśmy już całkiem na luzie. Zaraz po śniadaniu poszliśmy na spacer – za pałacem Lenno jest ścieżka do ruin zamku. Dodatkową atrakcją było też to, że cały las był usiany kwitnącym czosnkiem niedźwiedzim!
Pomimo zapowiedzi, że cały dzień ma lać – jednak wyszło słońce. Co więc może być przyjemniejszego od siedzenia na leżaczku, gapienia się na baranki i Śnieżkę w oddali? Tak spędziliśmy całe przedpołudnie. Ale to nie wszystko – wyobraźcie sobie jeszcze w tej sielance gorące kakao, Sernik Flamanda z Lenna i najlepszy na świecie Mus czekoladowy…
To były jeden z najprzyjemniejszych, leniwych wyjazdów jakie odbyliśmy kiedykolwiek. Chyba każdy z nas potrzebuje czasem takiego słodkiego lenistwa. U mnie zdarzyło się to pierwszy raz – ale jestem ogromnie zadowolona.
Na cudowny Pałac Lenno trafił Marek- zupełnie przypadkowo szukając miejsca na nocleg. Możemy Wam z czystym sumieniem polecić to miejsce! Bo to nie tylko miejsce, ale też fantastyczny właściciel – Luk Vanhauwaert i Pani Bernardeta Szewczyk.
A arcydzieła cukiernicze które można tam zjeść przyprawiają o zawrót głowy – chyba najbardziej zachwyciła nas szarlotka z jabłek z sadu i mus z prawdziwej belgijskiej czekolady.
Przed właścicielem jeszcze sporo pracy – ukończenie remontu budynków, przywrócenie dawnego blasku pałacu – to niestety musi potrwać. Najważniejsze jednak, że ma pasję i przyjemność w tym co robi. Co ważne ma też kolejne pomysły – być może wkrótce będzie można się tam napić rewelacyjnego, prawdziwego belgijskiego piwa. My podpowiedzieliśmy, że nie może też zabraknąć jedynych w swoim rodzaju belgijskich frytek.
Jedno jest pewne – jeśli chcecie uciec od świata, odpocząć i odetchnąć cudownym powietrzem, to Pałac Lenno jest do tego stworzony – polecamy i sami na pewno jeszcze tam wrócimy.
Już w drodze do Krakowa zaglądnęliśmy jeszcze do Lwówka Śląskiego. Jest tam mały browar – niestety na miejscu nie można kupić piwa – ale spokojnie – znaleźliśmy je w sklepie na rynku.
Na chwilkę wpadliśmy też do Legnicy.
Jednak głównym celem na ten dzień był Brzeg i zamek Piastów Śląskich.
Potwierdzamy że całkiem zasadnie nazywany jest on Małym Wawelem. Dziedziniec naprawdę robi wrażenie. Ciekawa jest też ekspozycja w środku i zbiór lamp naftowych.
Tuż obok zamku jest Kościół Podwyższenia Krzyża Św. z XVIII wieku. Warto tam zaglądnąć dla pięknych barokowych iluzjonistycznych fresków.