To już ostatnia część naszej relacji z wyprawy do Chin. Dla przypomnienia opisaliśmy już Pekin , niezbyt ładne Luoyang z fantastycznym Klasztorem Shaolin, Xi’an z Terakotową Armią oraz rajskie Yangshuo gdzie pierwszy raz poznaliśmy jak to jest gdy jest naprawdę gorąco… Teraz dotarliśmy do dwóch metropolii – młodego Shenzhen i Hong Kongu. Wyjątkowo tą część chcemy dedykować naszemu przyjacielowi Łukaszowi. Robimy to z tym wielką radością, że już w lutym informacje w niej zawarte będzie mógł wykorzystać w praktyce…
Będzie o tym gdzie szukać hotelu i kogo można spotkać wieczorem w pokoju oraz o tym jak wyglądają prawdziwe azjatyckie metropolie, w których mimo przytłaczającej nowoczesności wciąż można spotkać bambusowe rusztowania i stada smoków… najprawdziwszych chińskich smoków. Zapraszamy do ostatniej części tej długiej podróży…
Pokaż Chiny 2009 na większej mapie
18 DZIEŃ – 24.09.2009 SHENZHEN – SZUKANIE HOTELU – SKLEPOWANIE NA HUAQIANG RD, RESTAURACJA AJISEN RAMEN
O tym dlaczego Shenzhen, gdzie szukać hotelu i gdzie zjeść coś naprawdę dobrego.
Pewnie się zastanawiacie dlaczego właściwie jesteśmy teraz w jakimś mało znanym Shenzhen zamiast w Hong Kongu, który w końcu ma być uwieńczeniem naszej podróży. Cóż, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi zawsze o to samo – ceny w HK są znacznie wyższe, trudniej znaleźć czysty i niedrogi hotel, a hostel bez robaków jeszcze trudniej. Wiza dwu-wjazdowa pozwoli nam spędzić 2 pełne dni w Hongkongu.
Shenzhen to młode miasto (ma ledwie 30 lat), ale już w typowo chińskim stylu rozrośnięte. Oczywiście także w górę – pełno tu wymyślnych wieżowców. W tym wzorowanym na Hongkongu chińskim tworze musimy znaleźć jakiś przyzwoity i w miarę tani hotel. Tym razem mamy szczęście i po chwili błąkania się przy stacji metra pomaga nam miła Chinka. Podaje nam nr telefonu na informację miejską i rezerwacje hoteli – 12580. Najważniejsze jednak, że mamy nazwę ulicy gdzie znajdziemy kilka w miarę tanich hoteli do porównania – trzeba wysiąść na stacji metra Gong Xia. Chłopaki idą upolować pokój, a ja z Krzysiem i plecakami rozbijamy obóz w metrze. W końcu mamy pokoje w dwóch różnych hotelach – nasz jest na 23cim pietrze z widokiem na las wieżowców i wzgórza Hongkongu.
Ruszamy w miasto sprawdzić co jest ciekawego w Shenzhen. Niestety przewodniki nam w tym nie pomagają – jest tylko krótka wzmianka. Chyba faktycznie nie ma tu nic ciekawego. Przez następne kilka dni postaramy się wyrobić sobie własne zdanie na ten temat. Ruszamy w dzielnicę handlową na Huaqiang Rd – wielkie budynki, tłumy ludzi, tłumy ulicznych handlarzy (od pirackich Windowsów, przez laptopy niewiadomego pochodzenia, po przeróżne, nikomu do niczego nie potrzebne gadżety).
Chyba najbardziej zaskakujące było to, że dwa ogromne domy handlowe były zapełnione małymi stoiskami a w nich sama elektronika – ledy, kabelki, jakieś inne części. Następne były już bardziej typowe – laptopy, aparaty, ciuchy. Odnalezienie zwykłego supermarketu ze spożywczakami okazało się w tym wszystkim nietrywialne. Śmieszne było też to, że pytani na ulicy ludzie nie wiedzieli gdzie nas skierować – a może tylko sprawiali wrażenie, że znają angielski żeby nas nie urazić? Ach ta chińska gościnność… w końcu w podziemiach ciuchowego domu handlowego odnajdujemy całkiem spory market.
Skoro już jesteśmy na tej handlowej ulicy, to warto polecić całkiem fajną (choć sieciową) restaurację z daniami różnych kuchni azjatyckich – Ajisen Ramen. Na początek jedliśmy tam tylko krewetki i sajgonki, a przy kolejnej wizycie mega zupkę i dania mięsne – wszystko bardzo ładnie podane i świetne w smaku. Na powitanie dostaje się darmową herbatkę, a kelnerka co jakiś czas podchodzi i dolewa do kubeczka.
Wieczorem robimy zakupy w markecie – był tam m. in. cały regał ze środkami na insekty, co zgodnie odczytaliśmy jako znak, że dobrze się w taki środek zaopatrzyć. Cóż, południowe Chiny są piękne, ale mają swoje minusy. I nie są to jedynie temperatura i wilgotność…
19 DZIEŃ – 25.09.2009 SHENZHEN – HONGKONG – NABRZEŻE KOWLOON – TARG KWIATOWY I PTASZKÓW – ŚWIĄTYNIA WONG TAI SIN – PROM STAR FERRY – WIKTORIA PEAK
O tym do czego służą budki telefoniczne, o kopcu termitów i o całodziennej włóczędze po wielkim mieście.
Ruszamy do Hongkongu wcześnie rano… bardzo wcześnie – chcemy mieć jak najwięcej czasu na zwiedzanie. Śniadanie znowu KFC (chyba w Polsce w życiu nie wejdę już do KFC). Metrem docieramy do dworca głównego, potem błąkamy się przez moment w poszukiwaniu właściwej drogi do przejścia granicznego. Przejście z metra w Shenzhen do kolejki po drugiej stronie granicy zajmuje ok. 40min (trzeba wypełnić trochę papierków). Potem jedziemy kolejką na stacje Lo Wu – tam wymieniamy juany na dolary HK – niektóre nowe banknoty są częściowo przeźroczyste i wykonane z miękkiego plastiku. Kupujemy też turystyczny bilet dzienny na metro – 55$ (okazało się, że ten bilet mogą kupić tylko turyści – liczy się czas od wjazdu nie dłuższy niż kilka tygodni… czasem przy zakupie trzeba pokazać paszport).
Na przejściu granicznym polecam zaopatrzyć się w mapę Hongkongu – jest w centrum informacji gratis.
Zwiedzanie miasta zaczynamy wysiadając na stacji metra – East Tsim Sha Tusui – tam jest Muzeum Kosmosu i Muzeum Sztuk Pięknych. Tutaj z Kowloon wreszcie widzimy fantastyczne budynki wyspy Hong Kong. Na promenadzie jest aleja gwiazd i rzeźby związane z filmem. Postanowiliśmy zobaczyć jak najwięcej po tej stronie zatoki – ruszamy wiec na ulice Nathan Road. Przy okazji widzimy co nas ominęło – większość turystów szuka noclegu w hotelach w wieży Chungking Mansions. Nie wygląda to za ciekawie – a w środku jest podobno jeszcze gorzej. Praktycznie na całej ulicy zaczepiają Marka Hindusi namawiając na uszycie garnituru. Przy tej temperaturze brzmi to jak żart…
Zmęczeniu upałem uciekamy do Parku Kowloon – tam jak zawsze ćwiczący tai chi, a w stawach pływają żółwie… a obok ławeczki i hotspot – generalnie na każdym kroku można w HK trafić na znaczki WiFi (np. każda budka telefoniczna jest darmowym hotspotem).
Mamy bilet dzienny wiec poruszamy się tylko metrem – daje to choć trochę wytchnienia od upału na klimatyzowanych stacjach i w wagonikach. Wysiadamy na stacji Prince Edward i idziemy najpierw na słynny targ kwiatowy, a potem ptasi w Mong Kok. Kupujemy śliczne figurki do naszego drzewka bonsai.
Po już prawie trzech tygodniach w Chinach świątynie wciąż się nam nie znudziły. Świątynia Wong Tai Sin (przy stacji metra o tej samej nazwie) jest trochę inna niż te które widzieliśmy dotychczas. Jest pawilon z brązu i uroczy park z pawilonami i oczkami wodnymi z żółwiami. Ciekawy kontrast tworzą widoczne dookoła wieżowce mieszkalne. W samej świątyni można za drobną opłata powróżyć sobie z bambusowych patyczków. Są też alejki z wróżbitami – tam pewnie ceny są nieco większe.
Mieliśmy w planach wyjechać kolejką na wzgórze z wielkim Buddą na wyspie Lantau. Jest tam największy na świecie stojący na świeżym powietrzu posąg Buddy z brązu. Ma wysokość 26 metrów a waży 250 ton. Niestety dopiero na ostatniej stacji metra – Tung Chung – okazało się, że wyciąg gondolowy nie działa. Szkoda – trzeba będzie jeszcze kiedyś tu przyjechać. Znaleźliśmy za to ogromne centrum handlowe z samymi outletami a zaraz przy nim autobus S1 na lotnisko.
Na koniec dnia przepływamy wreszcie na wyspę Hong Kong. Oczywiście zabytkowym promem Star Ferry. Wysiadamy po drugiej stronie i nagle tak jakbyśmy się znaleźli w wielkim kopcu termitów! Pomiędzy budynkami można poruszać się siecią korytarzy, które przebiegają pod wieżowcami, nad ulicami i centrami handlowymi. Niesamowite! Niestety nie jest też zbyt dobrze oznakowane. Na szczęście w Hongkongu nie ma problemu porozumieć się po angielsku. Aha – tutaj jest jeszcze czyściej niż np. w Pekinie. To jest zadziwiające, że w takim ogromy mieście może być tak czysto!
Na Wzgórze Wiktorii chcemy dostać się zabytkowym tramwajem. Jeździ od 1888 roku, na wysokość 550 metrów n.p.m. Z góry widać Hong Kong, Kowloon i całą rozległą cieśninę. Niestety trzeba swoje odstać w kolejce, bo jest więcej amatorów nocnych widoków na miasto. Na szczęście kolejka zmniejsza się bardzo szybko i za chwile mozolnie wspinamy się drewnianym tramwajem do góry. Momentami nachylenie jest naprawdę zatrważające (27 stopni)! Na szczycie Wzgórza jest centrum handlowe Peak Tower o bardzo nietypowym kształcie, a na jego dachu platforma widokowa. Zdążyło się już zrobić zupełnie ciemno i widok na oświetlone wieżowce i cieśninę jest zachwycający. O 20ej codziennie zaczyna się spektakl ze światłami i laserami. Niestety ze wzgórza widać wszystko tak jakby od tyłu i nie słychać muzyki. Przed 21ej zaczynamy wiec operacje powrót (jesteśmy trochę ograniczeni czasem, bo nasze metro w Shenzhen jeździ tylko do 23ej).
Tym razem dowiadujemy się, jak można taniej dostać się na Chińska stronę – normalnie trzeba kupić bilet na kolejkę za 42$ – ale mając bilet dzienny na metro jedziemy na nim do stacji Sheung Shui – tam kupujemy bilet na jedna stacje za 20$ (a nie za 42$) do Lo Wu. Tam czekają nas formalności na granicy i udaję się nam złapać przedostatnie metro o 22.40. Jesteśmy więc na styk i padamy w hotelu na twarz po męczącym dniu.
20 DZIEŃ – 26.09.2009 SHENZHEN – PARK LIZHI – SKLEPOWANIE – MERIDIAN VIEW CENTRE
O parku, zakupach i wieczornym gościu.
Śniadanie nietypowo zjadamy w Parku Lizhi – w pagodzie na środku jeziora. Okazuje się, że jednak w Shenzhen są ładne miejsca – choć sam park podobnie jak i miasto do starych nie należy. Przez chwile mieliśmy w planach wybrać się nad morze – ale po całym dniu w Hongkongu nie mamy już ochoty na wielkie wyprawy. Choć przez jeden dzień. Chłopcy byli twardzi i na plażę dotarli – autobus 103B ok. 1,5h.
Przed wejściem do parku Lizhi jest ogromny plakat z Deng Xiaopingiem, a na drzewach wiszą czerwone lampiony. Park jest naprawdę duży – i jak wszędzie w Chinach są w nim osoby ćwiczące Tai Chi , tańczące i grające na tradycyjnych instrumentach. Były tam też ogromne fikusy – chyba największe jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Zmęczeni upałem chowamy się w centrum handlowym pod największym budynkiem w Shenzhen. Efekt – mam nowe buty i na nowo pokochałam KFC. Tym razem za kawę mrożoną…
Kawa w chińskich kawiarniach jest stosunkowo droga (ok. 30Y). Dodam też, że są to najczęściej sieciowe kawiarnie typu Starbucks. W lokalnych jadłodajniach można się oszukać zamawiając z menu obrazkowego (dla barbarzyńców nie znających chińskich znaczków). Coś co wygląda jak kawa mrożona, może okazać się herbatą z mlekiem na zimno… Moja miłość do KFC odżyła z nową siłą, gdy za jedyne 9,5Y dostałam fantastyczną kawę mrożoną (musiałam ją tylko udoskonalić wyrzucając kostki lodu).
Zaczęliśmy dzień od sklepów i tak się też zakończył. W wielkich domach handlowych po morderczym targowaniu Marek zakupił kartę pamięci do aparatu. Przy okazji wpadliśmy na szalony pomysł kupna 10m taśmy z ledami. Myśleliśmy, że zaoszczędzamy ok. 30 zł – okazało się, że ponad 270zł bo nieświadomie kupiliśmy wersję wodoodporną…
Na koniec dnia zdobywamy najwyższy budynek Shenzhen – wjeżdżamy na 69 piętro. Widok na miasto niesamowity – choć tylko przez szyby.
To jednak nie koniec atrakcji na dziś – wieczorem w pokoju odwiedza nas Stefan. Gekon Stefan. W sumie jeśli mogę wybierać to wolę mieć w pokoju Stefana niż przedstawiciela wielkiej rodziny owadów…
21 DZIEŃ – 27.09.2009 SHENZHEN – HONGKONG – ABERDEEN – CAUSEWAY BAY – ESKALATOR – ZOO – LOTNISKO
O zupełnie innym Hongkongu niż dwa dni wcześniej.
To już ostatni dzień w Chinach. W planach na dziś mamy znowu Hongkong – tak więc już rano opuszczamy hotel i Shenzhen. Tym razem znowu oszczędzamy na kolejce do HK – kupujemy bilet za 20Y do pierwszej stacji za granicą – Sheung Shui – a tam bilet dzienny na metro. Na stacji Hung Hom zostawiamy bagaże w przechowalni i od razu startujemy na wyspę Hong Kong.
Dziś jest niedziela i miasto wygląda zupełnie inaczej – na ulicach widać zupełnie innych ludzi. W metrze i na ulicach są tysiące kobiet -chyba z Filipin – które koczują na placach i pod wieżowcami. W przewodniku było napisane, że to panie, które w ciągu tygodnia pracują w domach, a w weekend mają wolne i tak sobie czas organizują na ulicach. Niesamowity kontrast: jeden z najdroższych wieżowców – budynek banku HSBC – a pod nim setki koczujących na kartonach kobiet.
W okolicach stacji metra Central odnajdujemy autobus nr 70 do Aberdeen. Autobus jest piętrowy – po drodze fantastycznie widać miasto i ogromne budynki. Przy okazji krótka instrukcja obsługi autobusów i tramwajów w HK: po pierwsze nie wydają reszty, po drugie nie wydają reszty, a po trzecie nie wydają reszty. Czyli jeśli cena przejazdu to $2 a masz całe $10 to niestety płacisz $10. Na dodatek turystyczny bilet dzienny nie obejmuje autobusów i tramwajów… i kolejki na lotnisko (tylko metro i kolejkę w kierunku Shenzhen – do przedostatniej stacji).
W Aberdeen mieliśmy nadzieję zobaczyć ciekawy port – no i był: zapchany statkami i małymi charakterystycznymi łódeczkami (sampanami). Niestety ogólne wrażenie psuły ogromne wieżowce dookoła. Na nabrzeżu były stragany z suszonymi rybami i innymi wynalazkami z morza, była też grupa pań obierająca krewetki – mniam!
Warto zrobić sobie wycieczkę po porcie bezpłatnym tramwajem wodnym kursującym do restauracji Jumbo (wychodząc z przejścia podziemnego na nabrzeżu trzeba iść w prawo, aż do przystani tych tramwajów). Sama restauracja aż kipi od ozdób. Nie weszliśmy do środka – nie znamy więc cen – ale sądząc po wyglądzie raczej drogo.
Wracamy na Centaral autobusem, a potem metrem na Causeway Bay. Po drodze ogromne zamieszanie, bo ulicą idzie parada smoków! W sumie widzieliśmy kilka grup – jednakowo ubrani, kolorowy smok i bębniarz na platformie. A smok wijąc się i tańcząc podąża za swoją piłeczką.
Na Causeway Bay nie udało się nam zobaczyć tradycyjnego działa – było zakryte pokrowcem. Ale podobno codziennie o 12 jest uroczyście oddawana z niego salwa. Sporą niespodzianką jest sposób na przedostanie się na nabrzeże przez ruchliwą drogę bez przejścia dla pieszych – najlepiej zapytać kogoś z obsługi stojącego naprzeciw działa hotelu. Okazuje się bowiem, że trzeba zejść bocznym wejściem na parking pod hotelem i dalej tunelem wzdłuż rur doprowadzających wodę morską na drugą stronę ulicy – przejście otwarte w godzinach 6-22. :))
Kolejna nietypowa atrakcja to Eskalator – czyli najdłuższe schody ruchome na świecie – 800m. Na koniec docieramy jeszcze do ogrodu botanicznego i zoo (wstęp wolny), oglądamy kilkudziesięciopiętrowe wieżowce opakowane w bambusowe rusztowania (tak, to nie jest mit, oni naprawdę stosują bambus do wszystkiego!) i wracamy na Kowloon.
Tym razem zajmujemy dobre miejsca z widokiem na cieśninę i czekamy na godzinę 20 na pokaz Symfonii Świateł. W weekendy te pokazy chyba są bardziej okazałe. Faktycznie fajnie jest to zorganizowane – muzyka, lasery i kolejno w rytm muzyki zapalające się światełka na poszczególnych budynkach. Po pokazie jedziemy po bagaże i ruszamy na lotnisko. Jedziemy tak jak wcześniej wspomniałam metrem do końca – czyli do stacji Tung Chung – a potem autobusem S1 (10min). Taka opcja jest korzystna nie tylko jeśli się ma bilet dzienny na metro – kolejka z Kowloon na lotnisko kosztuje ok. $75, natomiast metro do Tung Chung ok. $25, a autobus S1 jedyne $3,5.
Inna opcja to przejazd na lotnisko bezpośrednio z Shenzhen – najpierw metrem na stację Sheung Shui (20$), a potem autobus na lotnisko za 29$.
Lotnisko w Hong Kongu oczywiście jest ogromne, ale zgubić byłoby się trudno – jest tylko jeden piętrowy terminal (jeden poziom to przyloty, drugi to wyloty). Wylot z planowanego na 00.10 opóźnił się do 00.50 (w sumie dobrze – mniej czasu spędzimy na tym masakrycznym Szeremietiewo w Moskwie).
WYDATKI
(1Y = 0,4zł; 1$ = 0,4zł)
– metro w Shenzhen 2Y (ale wybiera się stacje wiec jadąc dalej płaci się więcej)
– pokój 2 osobowy Shenzhen Hotel Douhui Vogue 180Y
– pokój 3 osobowy 408Y
– kolejka do Hong Kongu 42$
– turystyczny bilet dzienny na metro w Hong Kongu 55$ (bez autobusów, tramwajów i promu)
– zabytkowy tramwaj na Wzgórze Wiktorii + platforma widokowa 48$
– prom Star Ferry 2,5$ górny pokład z Tsim Sha Tsui do Central
– figurki do bonsai 10-18$
– autobus na lotnisko S1 3,5$
– kolejka z Hong Kongu – na stacje Lo Wu 20$
– karta pamięci 65Y
– ledy 320Y
– wjazd na wieżowiec 60Y
– autobus do Aberdeen – 4,7$ (nie wydają reszty w autobusach!)
– przechowalnia bagażu – średni rozmiar 30$ za pierwsze 2h, za następne rozpoczęte 12H kolejne 30$ (czyli za 9h zapłaciliśmy 60$)
JEDZENIE
– herbata zielona 1l 10-12$ (ta sama w Pekinie 5Y)
– kawa mrożona KFC 9,5Y
– obiad dla 2 osób z napojami 74Y
– małe dziwne banany 5$
8 komentarzy
Och miło sie z Wami wirtualnie podróżowało, a dodatkowo dziś robiło pączki ;). Właśnie sobie rosną a ja przeglądałam Wasze zdjęcia. Mam nadzieje, że te radosne minki na ostatnim zdjęciu to zapowiedź kolejnych wypraw życia i to niedługo co? Jeszcze raz dzięki za piękną opowieść. Czekam na kolejne Wasze i no i moje też wyprawy. A narazie życzę smacznych pączków jutro, pa
Ps. coś u Was sie podziało z datami,w każdym razie smacznego tłustego czawartku i ostrzmy sobie przy okazji apetyty egzotyczne smakołyki.
Coś się podziało z datami, w kazdym razie chodzi mi o Tłusty czwartek.Smacznego
Nareszcie doczekałem się najbardziej interesującej części waszej opowieści o Chinach. Moje opinia jest jak najbardziej subiektywna ponieważ za niedługo (luty-marzec) sam się wybieram do Hong Kongu i Shenzhen. Dzięki waszym relacjom z podróży mam przynajmniej mgliste pojęcie jak się przygotować do wyjazdu. Obiecuje że osobiście zweryfikuje to o czym napisaliście, a porównanie z rzeczywistością w Chinach opisze w następnym komentarzu.
no nareszcie jakieś komentarze – miło mieć wreszcie pewność, że ktoś to wszystko czyta :))
uplynelo troche czasu ale bardzo uwaznie i z przyjemnoscia czytam Wasza relacje.sama wybieram sie w te rejony a polscy podroznicy sa niezawodni w rzyblizaniu realiow. super
Dziękujemy i życzymy udanego wyjazdu. :D
I’ve been browsing online more than three hours today, yet I never found any interesting article like yours. It’s pretty worth enough for me.
Personally, if all website owners and bloggers made good content as you did, the net will be
much more useful than ever before.