Wiele oczekiwaliśmy od tego miejsca… Już lecąc do Gruzji wiedzieliśmy, że nie uda się nam dotrzeć do najpiękniejszego zakątka, gdzie można zobaczyć kamienne wieże – do wiosek Shatili i Omalo. Drugim znanym miejscem, gdzie spotkamy kamienne wieże mieszkalne, jest właśnie Swanetia i Mestia. Piękne widoki miały nam zrekompensować brak odwiedzin w Tuszetii. Na Mestii jednak nie chcieliśmy poprzestać. Dalej kusiła wioska Uschguli… Jednak jak już tradycja każe na tym wyjeździe, pogoda w górach zadrwiła z nas i zamiast czterotysięczników zobaczyliśmy zaledwie ich jedną trzecią…
Komfortowe domki na skraju roztoczańskiego lasu, w cichej i spokojnej okolicy pośrodku Roztocza. Idealne do aktywnego wypoczynku lub błogiego lenistwa... :)
Zobacz, zachwyć się, zarezerwuj!
Z Zugdidi gdzie nocowaliśmy mamy do Mestii około 3 godziny jazdy, choć to tylko 130 km. Na szczęście udało się nam zebrać wyjątkowo wcześnie: już o 6:30 wyruszamy.
Nasz przewodnik ostrzegał, że za Zugdidi są tylko 2-3 stacje benzynowe do Mestii. Faktycznie widzimy trzy mikro stacje – wszystkie nieczynne. Zaczynała się już lekka panika, ale na szczęście potem jest jeszcze kilka dużych i czynnych. W samej Mestii i w okolicach też bez problemu zatankujecie.
Pierwsza atrakcja na trasie to gigantyczna zapora. To podobno jedna z największych na świecie.
Droga jest bardzo kreta ale cała asfaltowa. Nie wyobrażam sobie jak długo trzeba było kiedyś jechać, gdy droga była szutrowa i z dziurami…
Widoki piękne, ale znowu mamy pecha do pogody. Góry są zasnute chmurami i czasem kropi
deszcz. Jak na ironię ,dzień wcześniej był piękny zachód słońca i góry w oddali bez nawet jednej chmurki…
Już przed Mestią widzimy symbol regionu Swanetia – kamienne wieże. Im dalej, tym jest ich
więcej. W Mestii rzucamy się na śniadanie i kawę w Cafe Uszba. Obowiązkowo zaopatrujemy się też w pyszny gruziński chleb – trafia się piekarnia taka jak lubię: piekarz sprzedaje świeże placki przez małe okienko.
Gdy kończymy śniadanie pojawia się nadzieja na słońce. Mamy dwie propozycje – jechać do wioski Ushguli – 3h w jedna stronę i spacer do czoła lodowca. Niestety aż tyle czasu nie mamy. Jedziemy więc kilka km w stronę Ushguli. Widoki piękne. Nawet czasem przebija się słońce. W końcu dojeżdżamy do sporej laty śniegu i po krótkiej sesji zawracamy :)
Na pocieszenie między drzewami dostrzegamy lodowiec i na kilka chwil wydaje się, że zobaczyliśmy charakterystyczne szczyty góry Uszba (4710 m n.p.m.). To podobno jedna z najpiękniejszych gór świata… Mam nadzieje, że kiedyś się o tym przekonamy w całej okazałości.
Do Ushguli, pomimo śniegu na drodze da się jednak przejechać – w miasteczku spotkaliśmy pana z polskiej wycieczki – on z żoną nie pojechali, ale reszta rodaków została zapakowana w samochody terenowe i pojechali do Uschguli. My aż tyle determinacji nie mamy, żeby za każdą cenę „realizować program”. A ja mam chyba po prostu wbudowane baterie słoneczne – jak nie ma słońca, nie bardzo mi się chce – zdjęcia przecież nie wyjdą zbyt rewelacyjnie, co nie? ;)
Nie lepiej wyszło z lodowcem. Samochodem można dojechać w pobliże, ale potem jeszcze
godzina marszu. Spacerkiem dochodzimy więc do wiszącego mostu i pora wracać.
Wracając zauważyliśmy nie zamontowane jeszcze części wyciągu narciarskiego – czyli już wkrótce to miejsce zacznie się jeszcze bardziej zmieniać.
Droga powrotna niestety w chmurach i deszczu. Gdy zjeżdżamy na dół zaświeciło nam słońce.
Nocujemy w tym samym hotelu w Zugdidi.
I jeszcze dwie ciekawostki – domy konsekwentnie są bardzo podobne do siebie – kwadratowe z podcieniami i palmami w ogródkach. Druga charakterystyczna ciekawostka dla tego terenu to cmentarze. To już nie tylko nagrobki z ławeczkami, ale cale altanki ze stołem.
Wydatki:
– nocleg 50 lari za pokój 2 osobowy
10 komentarzy
Odważył się ktoś skosztować wina? :D
Odważył – ale zdecydowanie bardziej smakowało nam to ze sklepu. Kupując domowe mieliśmy chyba pecha ;)
Te wieże wydają sie być jakoś tak bardziej zadbane niż w Tuszetii.
Super też wyglądają zdjęcia ze śniegiem, aż żałuję, że u nas nie było ;)
Byłam w zeszłym roku. Wrażenia niezapomniane. A podróż do Ushguli w starych busach, tylko dla osób o mocnym żołądku i psychice ;)
http://nonkultura.blogspot.com/2013/09/gruzinskie-cza-cza-cza.html
Ja na szczęście jakoś przeżyłam serpentyny w Gruzji – a miałam kiedyś epizod z chorobą lokomocyjną. pewnie gorzej by było gdybyśmy poruszali się maszrutkami. ;)
Wina ich własnej roboty, były wręcz nie do wypicia istny ocet, masakra, rozcieńczone na maksa.
Ze sklepu były zdecydowanie lepsze ;)
Czyli to nie tylko nasz pech był. Myśleliśmy że w Gruzji będzie tak jak w Chorwacji – wina domowe tam były super! Pozdrawiam!
witam
Własnie moj mąż obejrzał zdjecia . okazało sie ze w czerwcu jeżdzilismy tym samym samochodem. wiec jeszcze wiekszy podziw dla was- jak wy tam sie pomieściliscie:):) my dwojka + Hanka w foteliku i wózek ( parasolka) i za duzo miejsca nie było. Jeszcze raz szacun:)P)
czy podróż autem do Mesti rzeczywiście jest taka straszna? czy mało doświadczony kierowca poradzi sobie na tych krętych górskich drogach?
Myślę ze da radę. Na pewno w górach przeszkodą może być śnieg… Pozdrawiam i powodzenia