Miałam duże obawy czy warto odwiedzić Cziature. Gdzieś tam na sieci widziałam zdjęcia – szaro bure, nieciekawe. Fakt, sama idea kolejek linowych jako transportu miejskiego była ciekawa, ale…
Na szczęście dzika ochota Asi przesądziła i w Cziaturze się pojawiliśmy. Okazało się, że naprawdę było wato. Dodatkowo piękna pogoda sprawiła, że zarówno kolejki jak i ich stacje początkowe wyglądały bardzo malowniczo.
Ale właściwie o co chodzi? Jakie kolejki?
Wszystko zaczęło się w 1954 roku – w mieście został zbudowany system kolejek linowych dla ułatwienia transportu pracowników tutejszej kopalni. Jak dowiedzieliśmy się od pani obsługującej jedną z kolejek, Cziatura ma podobno nadal 50 czynnych kolejek. Niektóre płatne, 20 tetri. Co ciekawe, każda linia ma inny wagonik i w innym stylu budynek stacji początkowej. My widzieliśmy z bliska dwie stacje i w sumie 5 linii.
Widząc wcześniej zdjęcia tych kolejek nie sądziłam, że zdecydujemy się na przejazd. A jednak. Zupełnie inaczej odbiera się to na miejscu – dla mieszkańców jest to zwyczajny transport codzienny – ludzie wracają do domu z zakupów, dzieci ze szkoły. Tyle że nie wsiadają do tramwaju czy autobusu, tylko do kolejki. Linowej :)
Po atrakcjach Cziatury czekała nas już tylko jazda do Tbilisi.
Na trasie stragany tematyczne: z ceramiką, drewnianymi deskami, koszykami, hamakami,
leżakami i huśtawkami. Najbardziej intrygowała nas wioska gdzie było ponad 70 straganów z
jakimiś wypiekami? Okazało się, że są to chleby Nazuki wypiekane na ogniu. Ciekawe. Ale też trochę zgrzytał w zębach piasek albo popiół z ogniska.
Od Gori jedziemy już szybką autostradą do samego Tbilisi.
2 komentarze
O, widzę, że wagoniki tej najbardziej stromej kolejki przemalowali na niebiesko! Jeszcze do niedawna były kremowo-żółte. Chyba ich „remont” polega właśnie jedynie na malowaniu kolejną warstwą farby… Piękne zdjęcia, pozdrawiam!
Kolejny nasz punkt, którego bez Was nie zrobilibyśmy. Dzięki :-)