Tym razem ruszamy najdalej na północ Kanady jak tylko udało się nam dotrzeć. Już się chyba przekonaliście jakie odległości trzeba pokonać żeby przemieścić się od jednej atrakcji do drugiej. Magnesem który gnał nas tak daleko były wieloryby, które wpływają do Rzeki Św. Wawrzyńca. To jedno z niewielu miejsc na świecie gdzie można zobaczyć te największe zwierzęta nawet z brzegu…
Dzień 5 (29 września) – przejazd do Tadoussac
Udało się nam w miarę szybko zebrać i już po 8 ruszamy w drogę. W planach mieliśmy zatrzymać się w wąwozie niedaleko Góry Św. Anny. Niestety zostawimy go na kolejny dzień, bo Malwinka zasnęła. W trasie jest zasada, której przestrzegamy zawsze i niezmiennie: „jeśli (dziecko) śpi – jedź”. ;)
Za oknami mamy przepiękne widoki – kolorowe góry porośnięte lasami mieniącymi się wszystkimi możliwymi odcieniami jesiennymi, a po prawej rzekę Św. Wawrzyńca.
Wspinamy się na 740 m i w lasach zaczynają się znaki ostrzegające przed łosiami. Jak na razie bilans łosi jest następujący: kilka na znakach ostrzegawczych i jeden martwy wystający z pickupa…
Wkroczyliśmy też na teren gdzie nie spotkamy już centrów handlowych i Walmart. Rzucamy się więc na pierwszy napotkany spożywczak – IGA. Hmmm… ceny tych samych rzeczy, które kupowaliśmy wcześniej, są nawet 3 razy większe! Mamy postanowienie: gdy wrócimy do Quebec City pędzimy do Walmart po nasze ulubione czekoladowe ciastka z kawałkami czekolady! :)
Po kilku przystankach z ładnymi widokami docieramy do promu płynącego do Tadoussac. Prom jest bezpłatny i pływa co ok. 20 min (wieczorem i w nocy rzadziej). Wkraczamy na teren gdzie łosie przestają nas interesować. Liczą się tylko ONE – wieloryby! Jest tu ich podobno całe mnóstwo i różne gatunki.
Zaczynamy też licytacje cen wypłynięcia na wieloryby. Pierwsze ceny obezwładniają – 79$ (jeszcze przed promem). Pytamy też w naszym hotelu – jest lepiej: $68. Zupełnym przypadkiem zatrzymujemy się 24 km od miasteczka i tam mamy zwycięzcę – $50 za osobę! Niestety nie da się ukryć, że będzie to najdroższa atrakcja na tej wycieczce. ;) Plusem wyjazdu poza miasteczko są oszałamiające krajobrazy i kolorowe lasy.
Nasz hotel – Sous la croix – jest malowniczo położony na górce z widokiem na port i fiord.
Jedziemy do miasteczka pospacerować po drewnianych pomostach i kamieniach nad wodą. To kolejne piękne miejsce bez wstępu – płacimy jednak 6$ za parking zaraz przy porcie. Siedzimy na kamyczkach dość długo. Chyba mamy już w aparatach zdjęcie które można zatytułować – typowy kanadyjski widoczek. A może… norweski?
Gdy wracamy już do samochodu widzimy fotografów rozkładających się ze sprzętem – ciekawe czy będą polować na wieloryby czy na ostatnie promienie zachodzącego słońca :)
To niesamowite jak Kanada jest zróżnicowana – była już Anglia, Niemcy, Francja a teraz Norwegia!
Wracamy do hotelu i cieszymy pięknym widokiem z okna. W nocy słychać dźwięki statków. A może wielorybów? ;)
Dzień 6 (30 września) – Tadoussac – tropimy wieloryby
Rano błyskawicznie jesteśmy gotowi. Rejs miał zacząć się o 9. Niestety byli spóźnialscy i wyruszamy w morze ok. 9.30. Przed nami dwie godziny pogoni za wielorybami.
Jak było? Ok – były. Ale każdy taki rejs to ruletka.
Nie mamy niestety klasycznego zdjęcia ogona wystającego z morza. Ale widzieliśmy w sumie 3 gatunki: białuchę, płetwala błękitnego i finwala. Widzieliśmy też fantastyczne fontanny wody wydmuchiwane przez te wesołe zwierzaki.
Ciekawostka: w sumie podobną, a jeszcze tańszą, szansę na zobaczenie wielorybów daje prom pływający z Escoumins do Trois-Pistoles. Cena za osobę dorosłą w 2 strony to ok. $25. Na taki pomysł wpadliśmy widząc z naszej łodzi prom i dosłownie obok niego przepływającego wieloryba na którego się czailiśmy…
W drodze powrotnej zweryfikowaliśmy nasz bilans łosi – widzieliśmy w sumie 5. Wszystkie brały udział w polowaniach… Czyli sezon na łosie w pełni.
Po analizie czasu zrezygnowaliśmy z odwiedzin w dwóch miejscach – Cap-de-Bon-Désir, gdzie z brzegu można oglądać wieloryby (wstęp 8$ od osoby) i przejazdu wgłąb fiordu. Pakujemy się na prom i pędzimy w kierunku Quebec. Na promie mamy towarzystwo w postaci dwóch łosi – tych z ww. bilansu – wracały z polowania.
Na trasie przerwa na kawę w TH. I tu najbardziej dotkliwe zderzenie z kanadyjską francuskością. Marek trafił na chłopaka który nie znał nawet najprostszych słów po angielsku. Totalnie – nie rozumiał nawet, że chce dwie kawy. W końcu kawy dostaliśmy, ale nie takie jak chcieliśmy. :)
Docieramy wreszcie do Kanionu Św. Anny, a tu brama zamknięta. Okazało się, że jest czynny jesienią od 9-17, a ostatni wjazd na godzinę przed zamknięciem, czyli o 16ej. Spóźniliśmy się 5 minut…
Popołudnie spędzamy więc w sklepach. Wyboru wielkiego nie ma, bo jakoś na centra handlowe nie możemy trafić. Albo nie ma ich tu w takim typie jaki my znamy – są tylko rozrzucone sklepy na sporym obszarze. Nazwy nam nic nie mówią – lądujemy w jakimś z odzieżą roboczą – ale jaką! Są tam nawet rękawice dla kowbojów i różowe buty techniczne. ;)
Zaglądamy też do Dolaramy. Mix totalny, coś jak Daiso w Japonii. Większość rzeczy faktycznie za 1$. Najbardziej zaskoczył nas dział z gadżetami na Halloween. Dwa wielkie regały! Tyle nie ma u nas nawet na Boże Narodzenie. Nasz obchód sklepów kończymy w Walmart. Z trudem, ale udaje się dotrzeć na dział dziecięcy (dopiero trzecia osoba z obsługi domyśliła się o co nam chodzi… tak, oni też NIE znali angielskiego!). Nocujemy dziś znowu u miłego pana w Quebec.
Dzień 7 (1 października) – Quebec City – Kanion św. Anny, Montreal, nocleg pod Ottawą
Nasz gospodarz się nie pojawił. Wysłał tylko wiadomość że nastawił maszynę i rano mamy wyjąć upieczony dla nas chleb. Miło. :)
Wyruszamy rano ok. 8. Jedziemy wreszcie zobaczyć Kanion Św.Anny. Piękna jesień dookoła! Wstęp płatny – 12$ od osoby :]. Kanion faktycznie fajny i super wiszące mostki. Ale równie spektakularny wodospad Montmorency był za darmo.
Teraz czeka nas ok. 3h jazdy do Montrealu. Przejeżdżaliśmy tylko przez to miasto poprzednio i było widać że warto tutaj zaglądnąć. Na trasie licznik pokazał nam że spędziliśmy w trasie już 30 godzin. To zdecydowanie jest kraj dla tych co lubią jazdę samochodem. ;)
Jesienne kolory na trasie aż oszałamiają. U nas też piękne są Pieniny jesienią – ale tutaj tak kolorowo jest WSZĘDZIE. Nie ograniczają się też tylko do odcieni żółtego i rudego – jest masę czerwonych i różowych liści!
Ranking łosi: 6 sztuk. Tak, dobrze się domyślacie, nadal tylko te biorące udział w polowaniu… Tym razem jednak nowość – miał rogi…
W życiu każdego podróżnika ;) zdarzają się momenty przełomowe. Nasz nastąpił w Montrealu. Udało się nam „zwiedzić” miasto w godzinę… :) Parking znaleźliśmy niedaleko katedry, na nabrzeżu – $8 za godzinę. Katedrę polecało wiele osób. Faktycznie jest piękna (wstęp $5). Udało się też załapać na oprowadzanie z przewodniczką.
Po wyjściu z katedry jeszcze szybki skok na magnesy (pozdrowienia dla Mrówki i Mrowiska). I tu nadszedł czas na szybką decyzję – kończymy czy turlamy się dalej? Kolejne pytanie: czy to miasto jest nas w stanie czymś zaskoczyć? No i pojechaliśmy dalej. :)
Dla tego, kto będzie miał więcej czasu na Montreal, znajdzie się na pewno kilka atrakcji. Główny spacerniak miejski wygląda jak Rambla w Barcelonie. Jest dużo parków i naprawdę dużo pięknych budynków. Jest też największa na świecie pochyła wieża w dawnym parku olimpijskim, Biosfera i Biodome.
My ruszamy na trasę – jeszcze kolejne zderzenie z francuskim w Tim Hortons (znowu dostajemy nie to co chcieliśmy) i wreszcie wracamy do Ontario :). Jednak jest inaczej – nawet znaki drogowe są inne.
Dziś znowu nocujemy z sieci Airbnb – u miłej pani pod Ottawą. Jutro zaczynamy kolejny etap naszej przygody! Parki Narodowe czekają!
WYDATKI
PONIEDZIAŁEK 30.09
rejs na wieloryby $50 x2
tankowanie $42
Kawa w TH $1
Zakupy w Dolaramie $14
Zakupy w Walmart $50
WTOREK 1.10
wstęp kanion św.Anny $12 za osobę
Katedra w Montrealu $5
Parking $5
Tankowanie
Czekolada w TH $2
5 komentarzy
Dziękujemy za piękną wycieczkę po Kanadzie , bo ja nigdy tam nie będę pozdrawiam i czekamy na inne zdjęcia z wojaży
Super zdjęcia. Trzy lata temu jesienią też pojechaliśmy do Tadoussac, Quebec City i wodospadu Montmorency, mniej więcej zrobiliśmy tę samą trasę co Wy. Jkaoś jednak przegapiliśmy kanion Św. Anny i teraz jak patrzę na Wasze zdjęcia, to trochę żałuję.
Dziękujemy! Niestety tak chyba jeest zawsze, że coś zostaje do zobaczenia. My do Kanady musimy jeszcze kiedyś wrócić ;)
Dzieki za podsuniecie kilku pomyslow. Zazdroszcze pieknych widokow :-) Nie moge sie doczekac mojej wyprawy na wieloryby – w maju . Mam nadzieje,ze bede miala wiecej szczescia i zobacze chociaz jednego pieknego – w calej okazalosci ! Pozdrawiam
Powodzenia! Daj koniecznie znać czy się udało! :) Pozdrawiam serdecznie!