Z Hiroszimy wyjechaliśmy dość wcześnie rano. W lekkim stresie pędziliśmy na dworzec, żeby zdążyć na pociąg – na szczęście się udało. Szybka przesiadka w Osace i przywitaliśmy się z naszym ulubionym, cudnym Kioto. :)
Komfortowe domki na skraju roztoczańskiego lasu, w cichej i spokojnej okolicy pośrodku Roztocza. Idealne do aktywnego wypoczynku lub błogiego lenistwa... :)
Zobacz, zachwyć się, zarezerwuj!
Dzień 10 (5.05) – Hiroszima – Kioto, świątynie i ogrody
Z dworca do hostelu Ikoi-no-ie jest spacerkiem ok. 10 min. Hostel mieści się w 3 budynkach, jesteśmy chyba w nowszej części. Znów będziemy spać na tradycyjnych tatami, a łazienka przypomina mały onsen. Do tego przyjemna część wspólna i takie sobie toalety (z prehistorycznymi washletami).
Szkoda dnia, na siedzenie w hostelu – ruszamy w świat, na początek do parku cesarskiego. Park otaczający pałac cesarski jest dosyć pokaźny. Zatrzymujemy się na obiadowy piknik z bento w urokliwym zakątku nad stawem – karpi jest w nim tyle, że w reakcji na klaskanie niemal wyłażą na brzeg. Chyba nie pisaliśmy jeszcze o tym – przy dowolnym stawie, w dowolnym parku w Japonii wystarczy zaklaskać by po chwili pojawiły się karpie wyciągając pyszczki w oczekiwaniu na poczęstunek. ;)
Niestety biuro cesarskie było tego dnia nieczynne (święto). Ale spisaliśmy sobie godziny otwarcia postanowiliśmy podjechać tu ostatniego dnia w Kioto.
Ruszamy dalej, na świątynie i ogrody. Wracamy autobusem w znajomą okolicę i spacerkiem docieramy do świątyni z przepięknym ogrodem w stylu Zen – Kodaiji Temple. Niesamowicie ułożone kamienie i zadaszony taras do kontemplowania widoków – można się tam fajnie wyciszyć i zrelaksować po turystycznych trudach. We wschodniej części ogrodu znajduje się bardzo przyjemny zagajnik bambusowy – rosną tam jedne z najgrubszych bambusów jakie kiedykolwiek widzieliśmy.
Spacerkiem idziemy dalej miedzy świątyniami. Spotykamy Maiko (albo Gejszę – pewnie znajdzie się tu ktoś kto rozpozna ;)) – ma cudowne kimono i jest bardzo miła.

Kolejny punkt, to Chram Yasaka z lampionami i beczkami sake stojącymi przy wejściu. Świątynia znajduje się tuż obok przystanku autobusowego Gion. Przed wejściem do świątyni jest postój tradycyjnych riksz.

W drodze powrotnej zabieramy z pierwszego hostelu zostawiony tam 2 dni wcześniej wózek Malwiny, a w autobusie poznajemy miłych Rodaków z Dąbrowy Górniczej (pozdrawiamy przy okazji :)).
Dzień 11 (6.05) – Kioto – Nara
Dojazd do Nary jest banalnie prosty – jedziemy bez przesiadek pociągiem na kartę JR (ok. 1 godziny). Z dworca kierujemy się w lewo, na deptak ze sklepikami który zaprowadzi nas najpierw nad jezioro, a potem w lewo do pierwszych świątyń.
Wbrew pozorom i naszym oczekiwaniom to nie była lekka wycieczka – teren jest ogromny. Polecam też zabrać wygodne buty bo często będziemy chodzić po drobnych kamyczkach. Nasz plan minimum zakładał wizytę w dwóch świątyniach i ogrodzie, a i tak spędziliśmy tam cały dzień!
Już przy pierwszej świątyni zobaczyliśmy sarenki – miały tutaj większe rogi niż te na wyspie Miyajima. Świątynia Kofukuji – była pierwszą na naszej trasie – niestety część budynków była w remoncie. Robimy zdjęcie przy latarni z brązu z IX wieku, oglądamy pagodę z 730 roku i zmykamy dalej. ;)
Zawsze chętnie odwiedzamy ogrody – w Narze Park Yoshikien jest bezpłatny dla turystów i naprawdę warto tutaj zaglądnąć. Dłuższą chwilę spędziliśmy tam w uroczej altance na wzgórzu.

Świątynia Todaiji z wielkim Buddą (Daibutsu) jest ogromna (16,2 m) – to jedna z największych drewnianych budowli na świecie. Niesamowite wrażenie robią spore posągi dwóch Strażników Nieba – Komokutena i Tamontena.
Posag Buddy ciekawy, ale my szukaliśmy innej atrakcji… kolumny z otworem wielkości dziurki nosa Buddy. Jeśli się przez niego przeciśnie gwarantuje to powodzenie w życiu (lub według drugiej wersji można być pewnym wejścia do raju). Naprawdę świetna zabawa patrzeć jak dzieciaki się przeciekają.
Udało się też dwóm panom – dostali duże brawa. Ja też miałam ochotę, ale w sukience pewnie byłoby trochę trudno. ;)
Ustawiliśmy się w kolejce do kolumny mając nadzieję, że nasza Malwinka będzie miała nastrój i się przeciśnie. Na szczęście się udało, tylko pod koniec jej się nie spodobało, bo nie mogła wstać.

Na zewnątrz świątyni jest jeszcze jeden ciekawy, drewniany posag do którego ustawiają się kolejki. To Binzuru, który ma moc leczenia chorób.
Spacerkiem ruszamy dalej, po drodze sklepiki i stragany z jedzeniem – truskawki w glazurze (w Chinach były lepsze i większe), grillowany bambus.
Na koniec czekała nas niesamowita atrakcja – droga do Chramu Kasuga Taisha prowadzi pomiędzy kamiennymi latarniami – jest ich ok 3 tys. Co ciekawe są wszystkie zapalane dwa razy w roku – w lutym z okazji święta wiosny, oraz 15 sierpnia, podczas święta O-bon.
Jednak to nie koniec latarenkowego szaleństwa – na terenie chramu są latarnie z brązu i są ich setki – zawieszone w równych rządkach. Niesamowity widok.


Dzień 12 (7.05) – Kioto – pałac cesarski, Tokio
Zaczynamy dzień od pakowania i porzucenia bagaży w hostelowym schowku. Na szczęście nie było z tym problemu. Ruszamy do biura cesarskiego i po kilku minutach mamy już pozwolenia na zwiedzanie (trzeba mieć przy sobie paszport). Pałacu w Tokio nie widzieliśmy, a zdjęcia które widzieliśmy wręcz zniechęcały. Pałac w Kioto za to polecamy. W Kioto można zwiedzać kilka budynków cesarskich – my byliśmy w tym mieszczącym się w parku.

Warto dodać, że nie zwiedza się wnętrz – ok. godzinna trasa to spacer z przewodnikiem wokół budynków, podziwianie ogrodów i zaglądanie do niektórych sal otwartych na zewnątrz.
Po wizycie w pałacu ruszamy do polecanej przez znajomych restauracji z sushi – Musashi Sushi. Jest tu dość dużo ludzi, na szczęście ma dwa piętra – na dole siedzi się bezpośrednio przy taśmociągu, u góry też, ale są 4-osobowe boksy. Malwinka wciąga swoje mleczko z widokiem na wirujące talerzyki, a my się zajadamy. Przy stoliku jest kranik z gorąca woda i torebki z herbatą, w pojemniczkach imbir. Jest też kartka z opisem i zdjęciem.
Dzięki temu nie trafiamy w ciemno i najadamy się przepysznymi smakołykami (może 1 czy 2 z kilkunastu talerzyków nam nie podeszły). Są też pyszne trzy sosy – sojowy, sojowy słodki i ostrzejszy z nutką wasabi.
Kręcimy się jeszcze po okolicy i wracamy do hostelu po bagaże. Tym razem do Tokio pojedziemy ok. 2,5 godziny. Po drodze oglądamy pola z ryżem i plantacje herbaty. Tutaj herbatę zbiera się maszynowo i krzaczki rosną w idealnie równych rzędach. Niestety znowu nie siedzimy po stronie Fuji (będzie ją widać po lewej stronie jadąc do Tokio z Kioto)… po drodze okazało się, że nic straconego – niemal cała góra była przykryta wielką czarną chmurą. ;)
Wydatki:
- świątynia i ogród – 600Y
- karta dzienna 500Y
- hostel Ikoi-no-id – pokój 3 osobowy 9100Y za pokój, za noc
- świątynia z wielkim Buddą 500Y
- świątynia z latarenkami 500Y
- truskawki na patyku 300Y
- zakupy w sklepie za 100Y
- restauracja Musashi Sushi – 138Y za talerzyk
2 komentarze
Kasiu to jest Miko. Nie jestem expertem ale ja mialam sesje Maiko. Z tego co pamietam gejsza nie ma tylu ozdob we wlosach i Obi jest podwiniete w slupel a nie zwisajace luzno.