Po 9ciu dniach wracamy do Tokio, które przy pierwszym kontakcie niezbyt nam się spodobało. Jednak Kioto ostatecznie sprawiło, że pokochaliśmy Japonię i Japończyków. Ciekawe czy teraz zmienimy zdanie na temat stolicy… Nocowanie.pl - najlepsze noclegi w dobrej cenie. Rezerwuj online!
W naszym hotelu w dzielnicy koreańskiej pojawiliśmy się wieczorem – krótki spacer ze stacji przekonał nas, że dobrze wybraliśmy lokalizację… przynajmniej pod kątem kulinarnym. ;)
Dzień 13 (8.05) – Tokio – Nikko – święty most Shinkyo (Mihashi), Światynia Rinnoji (pawilon główny Sanbutudo), Chram Toshogu, Chram Futarasan, Taiyuin – mauzoleum Iemitsu, Kanmangafutchi
Pierwszy dzień po powrocie do Tokio zaplanowaliśmy wyjazdowy. Okazało się, że dojazd do Nikko, nie jest może skomplikowany, ale na pewno długi. Najpierw wsiadamy do Shinkansena do Utsunomiya, a tam lokalnym pociągiem JR Nikko Line do Nikko. Może być szybciej jeśli pojedziemy prywatną kolejką, ale już nie na JR.
Prosto z dworca idziemy w stronę świętego mostu i świątyń. Można autobusem, ale nie chciało się nam czekać… poza tym to tylko 10-15 minut. :)
Święty Most Shinkyo (lub Mihashi) jest niestety rekonstrukcją z 1902 – oryginalny z 1636 został zniszczony przez powóź. Wstęp na most 500Y… naszym zdaniem nie warto.
Obok mostu mamy dwie możliwości – ruszyć w górę do świątyń, albo iść w lewo, wzdłuż rzeki i dotrzeć do Kanmangafutchi (posążki Jizo i wodospad).
My wybieramy na początek świątynie. Przechodzimy przez most, ulice i wchodząc do cedrowego lasu skręcamy w lewo – tam gdzie nie ma schodów i łatwo nam wjechać wózkiem.
Pierwsza świątynia na naszej trasie to Rinnoji – jej główny pawilon Sanbutudo niestety jest przykryty kontenerem na czas renowacji. Szkoda. Kupujemy bilet łączony za 1000Y (pojedynczy do jednej świątyni 1300Y – dziwna kalkulacja, ale jak kupisz ten bardziej korzystny bilet łączony, jest gwarancja, że pójdziesz do wszystkich świątyń z biletu i tam zapewne też zostawisz jakieś pieniądze kupując pamiątki, czy kolejne, dodatkowe bilety do miejsc nieobjętych biletem ogólnym).






Następnie zaglądamy jeszcze do Chramu Futarasan i do położonej nieco na uboczu świątyni Taiyuin z mauzoleum Iemitsu.





To co widzieliśmy w Kanmangafutchi to tylko ułamek tego co oferuje Park Narodowy Nikko – ale żeby zobaczyć wszystkie tamtejsze wodospady trzeba być tutaj dwa dni, albo zrezygnować z dokładnego oglądania świątyń… Chyba najbardziej mi szkoda, że nie widzieliśmy Jeziora Chuzenji i 100 metrowego wodospadu Kegon. Jest tutaj też wygasły wulkan Nantai – trasa na 4 godziny…
Na koniec jeszcze ogromne podziękowania – do Kanmangafutchi pewnie byśmy nie trafili gdyby nie opis na blogu Japonia Bliżej. Pozdrawiamy!
Dzień 14 (9.05) – Tokio
Tego dnia postanowiliśmy zwiedzić niedaleką okolice naszego hotelu. Spacerkiem dotarliśmy do dzielnicy Shinjuku. Wieżowce nie są może tam tak imponujące jak w HK czy Singapurze, ale zachwycił nas Cocoon Tower. Odnaleźliśmy też z małą pomocą tubylca napis Love – charakterystyczna rzeźba powstała wg projektu Roberta Indiany i znajduje się w kilkudziesięciu lokalizacjach na całym świecie.

Upał zrobił się już jednak całkiem duży – akurat przechodziliśmy obok Starbucksa – i jak tu się nie skusić na frappucino tiramisu? Kolejną azjatycką kawiarnię tej sieciówki mamy zaliczoną. Nadal jednak nie byliśmy w żadnym Starbucksie w Europie. ;)
Z ulic pełnych wieżowców podreptaliśmy na uliczki zakupowe – setki neonów, sklepy z elektroniką. Widzieliśmy też prace przy sesji z modelką na przejściu. Najbardziej jednak ucieszył nas sklep z tanimi słodyczami – wreszcie znaleźliśmy zielone kit-katy. :))

Zrobiliśmy sobie piknik na trawce z sushi i bento jak prawdziwi Japończycy! Mate piknikową też oczywiście mieliśmy. A park jest jednym z ładniejszych. Akurat kwitły tam między innymi róże – kolory miały fantastyczne!


Na koniec w biegu robimy spacerek po dzielnicy Shibuya, zaglądamy na ulicę Takeshita Dori i biegniemy na spotkanie z Gosią.

Wieczorem wreszcie chcemy zakosztować tego, z czego słynie dzielnica w której mieszkamy – idziemy na koreański grill. Jedzenie było fantastyczne i do tego bardzo miła obsługa.

Zastanawiałam się dlaczego przy stoliku był przycisk do wzywania obsługi, już wiem – odpowiedź znalazłam TUTAJ.
Jeśli wybieracie się do Japonii warto wiedzieć że Dzielnica Koreańska to też gwarancja fajnych zakupów – kosmetyków i jedzenia – zobaczcie więcej na blogu Na Wsi w Japonii.
Dzień 15 (10.05) – Tokio – powrót
Na początek dnia wpadamy na dworzec po rezerwację miejsc na Narita Expres (JR)… wieczorem okaże się, że zupełnie niepotrzebnie, bo pociąg był niemal pusty.
Z dworca kierujemy się na Takeshita Dori, gdzie na dłuższy czas wsiąkamy w 3-piętrowy sklep Daiso.
Dalej spacerkiem docieramy na pełne drogich sklepów Omotesando (po drodze znów grupka uczennic robi z nami wywiad w ramach pracy domowej), skąd bardzo ciekawą uliczką Cat Street (nie było tam ani jednego kota) docieramy na słynne skrzyżowanie w dzielnicy Shibuya.

Z Shibuya jedziemy na stację Komagome i do parku Rikugien. Bardzo ładny, spędziliśmy tam chyba ze 2 godziny.

Wydatki:
- bilet łączony w Nikko 1000Y
- skarpetki do japonek 400Y
- zielone Kit Katy 240Y
- park Shinjuku Gyoen 200Y
- koreański grill ok. 2400Y za 3 osoby
- skarpetki 105Y
- frappucino ze Starbucksa – średnie ok. 450-500Y
- park Rikugien – 300Y
4 komentarze
Cała przyjemność po mojej stronie – cieszę się, ze udało się tam dotrzeć i że się podobało. :)
O ile znajomych miejsc! Chociaż w dzielnicy koreańskiej nie byliśmy :P
I strasznie żałuję, że nie dotarłam do pomnika Love, bo bym miała komplecik z tym z nowego Jorku :)
Pozdrawiam serdecznie, Asia
A ja zazdroszczę że byliście na Fuji :)