Nie mieliśmy szczególnych oczekiwań co do Ho Chi Minh. Właściwie to nawet byłam nastawiona, że zgodnie ze starą nazwą miasta będzie „sajgon”. Tak też opisywano to miasto na kilku blogach i w przewodniku. Jednak zaraz po przylocie zaskoczenie. Z okien autobusu pokazał się nam może nie dosłowny, ale jednak Paryż wschodu.
Być może to, że tak pozytywnie odebraliśmy Sajgon wynika z tego, że nastawieni byliśmy z góry dość negatywnie. A tu mamy miasto pełne zieleni i parków, z szerokimi ulicami, na których ruch jakby bardziej cywilizowany niż w Hanoi czy Hue. Miasto z pięknymi kolonialnymi budynkami i niezwykle klimatycznymi kawiarniami.
A minusy?
Owszem są. Jest znacznie drożej niż w miejscach w których do tej pory w Wietnamie byliśmy. Wcześniej za danie płaciliśmy 20-30 tysięcy. W Sajgonie z trudnością znajdowaliśmy coś od 40-50 tys.
Nasz hotel był bardzo wygodnie położony. Na jednym końcu ulicy mieliśmy targowisko Ben Thanh, a z drugiej ogrodzenie Pałacu Reunifikacji i parki.
W Ho Chi Minh mieliśmy tylko jeden nocleg. Tutaj też planowaliśmy zrobić wszystkie zakupy, które chcieliśmy zabrać do domu. Tak więc zaraz po przylocie i porzuceniu rzeczy w hotelu zrobiliśmy szybki wywiad na recepcji i ruszyliśmy na łowy w okolicznych supermarketach.
Kawa, herbata, zaparzacze do kawy, pałeczki :) I jeszcze raj dla gotujących – sosy i sosiki.
Niestety, odłożyliśmy na półkę sos rybny, produkowany w sporych ilościach w Wietnamie, a w jeszcze większych w Chinach i później rozlewany do wietnamskich butelek. Podszedł do nas miły człowiek, pracujący w wietnamskiej telewizji, i ostrzegł, że z producentów sosu poleca tylko jedną firmę – Reeva – pozostałe dość luźno przestrzegają norm jeśli chodzi o dodawanie szkodliwych składników i nie poleca ich kupować. I ciekawostka – sosów był gigantyczny regał. A tej jednej firmy akurat nie było…
Ok, zakupy zrobione to może coś zwiedzimy?
Na początek trafiliśmy do Muzeum Pozostałości Wojennych.
Szczególnie kusząco wyglądało otoczenie budynku – zgromadzono tam amerykański sprzęt wojskowy – czołgi, helikoptery itp. Jest też odtworzone wiezienie. Robi niesamowite wrażenie, a chyba każdy zaglądający przez wąskie okienko do celi będzie poruszony…
Trochę miałam obawy jak z Malwinką zwiedzać takie miejsca. Dlatego Marek szedł pierwszy i kierował gdzie nie powinniśmy zaglądać. Co ważne jest też informacja, gdzie z dziećmi nie powinno się wchodzić.
Potem pojechaliśmy do dzielnicy chińskiej. Tam też mieliśmy nadzieję na ciekawe zakupy, ale główna hala targowa Binh Tay była w remoncie.
Hala jest nieczynna, ale handel przeniósł się na okoliczne ulice. Najbardziej egzotycznie wyglądały kury i kaczki rozłożone radośnie niemal na środku drogi.
W Chinatown trafiliśmy na dwie fantastyczne świątynie.
Pagoda Phuoc An Hoi An jest przepięknie zdobiona i co ciekawe poświęcona modlitwom o szczęśliwą podróż. Faktycznie na ścianach są płaskorzeźby przedstawiające wędrowców i dalekie podróże.
Pagoda Thien Hau – pochodzi z XIX wieku i wybudowana została przez chińskich emigrantów. Tutaj też zobaczycie niesamowite spiralne kadzidełka.
Na ostatni dzień zostawiliśmy sobie wizytę w Katedrze Notre Dame. Tuż obok jest piękny budynek poczty, zaprojektowany przez pana Eiffla, tak, tego od wieży w Paryżu.
Informacje praktyczne
Dojazd z lotniska
Lotnisko jest praktycznie w mieście. Do centrum jest ok. 7 km. Dojedziemy autobusem 152 i 109. Niestety jeżdżą tylko do 17. Cena biletu 5 tys. Od pana biletowego tylko zależy, czy będzie chciał opłaty za bagaż – teoretycznie nie powinno jej być. Zatrzymują się w centrum, przy hali targowej Ben Thanh.
Na lotnisku zaczepią Was na pewno naganiacze z czerwonego autobusu – tam cena za przejazd to 20 tys. ;)
Dzielnica Chinatown
Autobus nr 1 – bilety 5 tys
Muzeum Pozostałości Wojennych
Bilety 15 tys
Czynne od 7.30-17.00
Katedra Notre-Dame
Czynna 5.00-11.00 i 15.00-17.30
Poczta
Czynna 7.00 – 19.00
Zakupy
Chcieliśmy zrobić zakupy na mało turystycznym bazarze w Chinatown. Niestety główna hala jest w remoncie, a sklepiki rozrzucone po ulicach i w tymczasowych kontenerach. Z tego co widzieliśmy, jest tam mało stoisk nas interesujących. Głownie towary hurtowo pakowane.
Hala targowa w centrum jest bardziej pod turystów, ale spokojnie możecie kupić tam coś dość tanio.
Kapelusz Nón lá – od 30 tys
Koszulki od 50 tys
Podstawowe zakupy spożywcze i pamiątek w typie zaparzaczy do kawy, herbatę, kawę itp. najlepiej zrobić w supermarkecie. W centrum są co najmniej trzy. Najmniejszy z nich i słabo zaopatrzony, pozostałe w miarę ok, choć herbata imbirowa była tylko jedna, a w Hanoi prawie cała półka. ;)
Pozostałe rzeczy niezbędne jako pamiątki z Wietnamu kupicie oczywiście na targowisku. Koniecznie się targując. Koszulki które kosztowały 50-60 tys na jednych stoiskach (były ceny) na innych dowcipne Panie chciały za 200 tys.
Na targowisku jest też jedzenie – ale dość drogo i kiepskie. Za to soki boskie i w normalnych cenach
Sok z trzciny cukrowej – 10 tys.
Shake z custard apple (fantastyczny!!) – 30 tys.
Sok z mango – 25 tys.
Kawa po wietnamsku – 20 tys.
Oczywiście nie możecie zapomnieć o sajgonkach w Sajgonie!
Hotel
Ho Chi Min – Ha My 3 Hotel
47 Thu Khoa Huan Street, Ben Thanh Ward, District 1, Ho Chi Minh, Wietnam
Bardzo przyjemy hotel i w fajnej lokalizacji. Ręczniki, suszarka, mydło pod prysznic, telewizor, lodówka i czajnik. Śniadanie w formie bufetu – zupa Pho, makaron pikantny, jajka, tosty, owoce. Bardzo czysto. Budynek ciekawy – ma 8 pięter a szerokość ok 6 metrów :) praktycznie zaraz przy hali targowej i przy parku. Zaraz za halą jest dworzec autobusowy – tam autobus 152 i 109 na lotnisko.
Więcej naszych wpisów z Wietnamu znajdziecie TUTAJ.