Hoi An musiało znaleźć się na naszej trasie odkrywania Wietnamu. Choć to chyba najbardziej tłumnie odwiedzane miasto w Wietnamie, ma jednak taki urok, że nie sposób go nie zobaczyć. Nie bez powodu zostało wpisane na listę UNESCO. Jest znane z przepięknych kolorowych lampionów, ale też nazywane jest miastem krawców – uszyjecie tutaj na miarę najbardziej wyszukane stroje.
Byliśmy w czasie trwającego święta Tet – czyli Księżycowego Nowego Roku. Jeśli się spodziewacie, że to święto trwa jeden dzień, grubo się mylicie. Kartki które często znajdowaliśmy na zamkniętych sklepach czy restauracjach nie pozostawiały złudzeń – święto trwa długo – od 28 stycznia do 2 lutego.
Na szczęście dla funkcjonowania normalnego turysty niewiele to zmieniało – tam gdzie zagłębie hoteli, sklepów i biur podróży życie toczyło się normalnie. Czasem ktoś próbował zwiększać stawki, na przykład za wypożyczenie skutera, ale wystarczyło zapytać obok i kwota nagle była normalna.
Do Hoi An docieramy autobusem z Hue. Zatrzymuje się on tylko na dworcu autobusowym w środku miasta. Na szczęście do Hotelu mamy niedaleko.
Takich tłumów w mieście dawno nie widzieliśmy – żeby nie było wątpliwości – turyści tutaj to głównie Azjaci. Nam podobnych jest garstka. Wszyscy opisywali, że w Hoi An jest dużo turystów – jednak teraz tłumy to zdecydowanie zasługa głownie święta Tet.
W samym mieście największa atrakcja to stare miasto – urocze uliczki ze starymi domami. Jeśli chcecie spokojnie pospacerować i w spokoju pooglądać zabytkowe domy najlepiej zrobić to możliwie rano. Już ok 10 pojawiały się tłumy. Nieco spokojniej było na ulicach w stronę hali targowej.
Sama hala jest jak to zwykle w Azji bywa fantastyczna. Zjecie tam całkiem dobrze i tanio, kupicie przepyszne owoce. Wokół hali rozkładają swoje stragany handlarze w tradycyjnych czapkach. Hoi An makronem stoi jest też i na targu dział gdzie kupicie makarony.
Hoi An było znanym ośrodkiem handlu już w okresie państwa Czampa i w okresie IX – X w. było ważnym portem. To że miasto zachowało się w niezmienionej formie jest zasługą Polaka, Kazimierza Kwiatkowskiego. Pracował on tutaj i w My Son jako konserwator zabytków i teraz, na jednej z ulic znajdziecie jego pomnik.
Nieco dalej od centrum jest niesamowite muzeum ceramiki, a zaraz przy nim wioska garncarzy. Nas zachwyciły też prowizoryczne pomosty i łodzie na rzece. Dotrzeć tu musicie rowerem albo motorem, na spacer jest zdecydowanie za daleko.
Kolejna atrakcja niedaleko od miasta to dwie plaże – Cua Dai i An Bang. Niestety do miana najpiękniejszych ich raczej nie zaliczymy…
Możecie też wybrać się na trekking w Góry Marmurowe ( my widzieliśmy je tylko przez okno autobusu), albo popłynąć promem z Hoi An na wyspy Cham.
Bardzo polecamy wybrać się też na wycieczkę skuterem do My Son – ale o tym więcej w osobnym wpisie.
W czasie kiedy byliśmy, wieczorną atrakcją w mieście były przepiękne podświetlone ozdoby na rzece i mosty. Codziennie też o 19 był pokaz światło i dźwięk tuż obok Japońskiego Mostu. Co wieczór jest też Nocny Targ na wyspie, niedaleko mostu na rzece.
Informacje praktyczne
Przejazd Hue – Hoi An
– autobus Open z miejscami do leżenia, zabiera sprzed hotelu – w Hoi An wysiadamy na dworcu.
cena 260 tys (bo Tet, normalnie 200 tys)
Wypożyczenie skutera – 120 tys
My Son
Wycieczka z biurem autobusem 9$, gdy chcemy jechać autobusem a wracać łódką – cena 13$
Wstęp do kompleksu 150 tys (ten koszt nie jest włączony w cenę wycieczek)
Jedzenie
Jak do tej pory największy zachwyt jedzeniem przeżywamy właśnie w Hoi An. Stoisk, restauracji, małych barów i kawiarni jest tutaj bez liku. Jedliśmy na nabrzeżu, w hali i oczywiście w ulubionej restauracji. Koniecznie skosztujcie
– Cao Lau – gruby makaron charakterystyczne dla Hoi An, karkówka, świeże zioła i przepyszny sos.
– Banh Xeo – naleśniki ryżowe
– White Rose – pierożki
Najtaniej i najlepiej zjecie w hali targowej – Cau Lau za 30 tys.
Najlepiej kosztować Cau Lau w różnych miejscach – zawsze smakuje nieco inaczej.
Na targu kupicie też fantastyczne owoce – znacznie taniej niż w mieście.
Najtańsza kawa z widokiem – tuż obok mostu z którego pięknie widać Japoński Most – 15 tys kawa z mlekiem.
Żeby wejść na teren starego miasta musicie wykupić bilet. Upoważnia on jednocześnie do wejścia do pięciu wybranych zabytkowych miejsc – muzeów, świątyń domów prywatnych albo domów zgromadzeń – w sumie jest 18 miejsc. Teoretycznie. Przez dwa dni spacerowania po mieście nie widzieliśmy nawet gdzie się te bilety kupuje. Dopiero wieczorem na wejściu zatrzymała nas Pani z informacją, że musimy kupić bilet. Akurat wtedy szliśmy do ulubionej restauracji, która była zaraz przy budce z biletami – powiedzieliśmy więc, że idziemy tam jeść i weszliśmy bez płacenia.
Niestety nie dowiecie się od nas do którego z miejsc z listy naprawdę warto wejść. Sama szukałam takich informacji na blogach i w sieci. W czasie kiedy byliśmy cześć z nich była zamknięta. Trzeba pamiętać, że większość z nich jest zamieszkiwana / używana przez rodziny które żyją tam od pokoleń i w czasie świat po prostu chcieli mieć wolne.
Hotel
Hoi An Lilac Hotel
4 noce – 280 zł
Ręczniki, mydło, codziennie sprzątany.
Śniadanie z karty, serwowane przy basenie.
Niedaleko do centrum – chodziliśmy na nogach.
Tutaj znowu niestety zdjęcia w internecie były zrobione zaraz po otwarciu. W rzeczywistości aż tak bajecznie nie jest. Sprzątanie też jest średnio dokładne, a właściwie było tam brudno. Choć robaków na szczęście nie było.
4 komentarze
Byłem ciekawy Waszej opinii oraz wrażeń z Hoi An :). Dla mnie to najpiękniejsze miejsce w Wietnamie, nawet plaża w kwietniu, czyli w okresie gdy byłem wyglądała rewelacyjnie. Co do biletu wstępu? Już pierwszego dnia na wejściu zostałem poinformowany, że bez niego to nie wejdę nie tylko na teren starego miasta, ale również na Japoński most. Kupiłem więc bilet i non stop trzymałem przy sobie, gdyż kilka razy przy wyjściu poza i powrocie na teren starego miasta było sprawdzane, czy go posiadam :) Podczas pobyty również zastanawiałem się, który zabytkowy dom zobaczyć, ktoś mi polecił Zabytkowy dom Tan Ky i byłem bardzo zadowolony.
Czyli my po prostu byśmy tam w gorącym okresie Noweg Roku i wszystko funkcjonowało jak chciało. Masz już zdjęcia z tego domu na blogu? Pozdrawiam!
Czyli my po prostu byśmy tam w gorącym okresie Noweg Roku i wszystko
funkcjonowało jak chciało. Masz już zdjęcia z tego domu na blogu?
Pozdrawiam!
Bardzo ciekawy wpis. Pomógł mi w planowaniu pobytu w Hoi An, którym jestem zachwycona!