Bardzo byliśmy ciekawi stolicy Armenii, Erewania. Gdzieś czytałam, że jest nazywany Paryżem wschodu. Czy to aby nie przesada?
Jestem pewna, że większość turystów odwiedzających Erewań jest zaskoczona. To miasto jest faktycznie bardzo europejskie. Zadbane ulice, ładne place, sklepy światowych marek i ludzie ubrani z polotem. Tylko czasem fantazja kierowców może zdradzać, że jesteśmy na wschodzie, a nie w jednym z miast Europy Zachodniej. Jednak nie spotkamy tu, tak typowego choćby dla Ukrainy czy Gruzji, wschodniego rozgardiaszu i zamieszania.
Poprzedniego dnia zatrzymaliśmy się w wygodnym hoteliku na przedmieściach stolicy. Tuż obok była bardzo typowa tutaj restauracja – ale zdecydowanie nietypowa dla nas. Stoliki były porozrzucane po sporym ogrodzie, a każdy stolik był pod dachem lub w małej chatce! Do komunikacji z kelnerkami służyły telefony znajdujące się przy każdym takim stole.
Jedną z wieczornych atrakcji Erewania jest grająca fontanna na Placu Republiki. My jednak zwiedzamy miasto w porannym świetle. „Zwiedzamy” to też za dużo powiedziane – zaglądamy na plac z galerią rzeźby tuż przy gigantycznych schodach – Kaskadzie. To tu schowało się muzeum sztuki. Widać, że stolica jest bardzo dumna ze swojej kolekcji sztuki nowoczesnej – na każde cztery rzeźby przypada jeden ochroniarz. O tym, żeby się zanadto zbliżyć możecie zapomnieć – zaraz zostaniecie upomnieni. Pomyśleliśmy, że skoro człowiek tak waruje przy tych rzeźbach, to może chociaż zrobi nam zdjęcie… nic z tego. Nie wolno mu.
Zupełnym przypadkiem okazało się, że stoi tam jedna z kilkudziesięciu rozsianych po świecie rzeźb LOVE Roberta Indiany. Na pierwszą z nich trafiliśmy rok wcześniej w Tokio.
Potem doczytaliśmy, że jedna z nich jest też w Tbilisi – ale raczej nie da się jej zobaczyć, bo znajduje się w rezydencji Bidziny Ivanishviliego, byłego premiera, bankowego oligarchy i najbogatszego Gruzina. ;)
Zaintrygował nas jeszcze niedaleki Błękitny Meczet z 1765r. Mieści się tam muzeum. Jest ładnie położony w ogrodzie, a jego kopuła zachwyca!
Ze stolicy uciekamy kilka kilometrów do „Armeńskiej Częstochowy”. Eczmiadzyn to była stolica Armenii, a obecnie jej duchowe centrum. Mają tu swoją siedzibę katolikosi – przywódcy Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego. To tutaj Grzegorz Oświeciciel zbudował w 303 r. katedrę, będącą najstarszą na świecie świątynią chrześcijaństwa, jako religii państwowej. Jest tu też muzeum w którym jest Geghard (włócznia, którą przebito bok Chrystusa), pozostałości Arki Noego i relikwie apostołów.
Wchodząc na spory teren, gdzie znajduje się kilka kościołów, niestety nie możemy liczyć na żadne strzałki czy informacje jak się kierować. Mieliśmy jednak szczęście i trafiliśmy na właściwą katedrę!
W drodze powrotnej rzucamy tylko okiem na kościół Zvartnoc. Ta ciekawa świątynia – zaczęła być budowana w 643 roku. Niestety w 930 r. zniszczyło ja trzęsienie ziemi i co ciekawe, nigdy nie została podjęta próba jej odbudowania. Co więcej, budulec z niej posłużył do budowy innych kościołów w Eczmiadzynie. Zachowane ruiny jednak i dziś zachwycają!
Z Erewania kierujemy się już do granicy z Gruzją. Tym razem decydujemy się na inne przejście niż to którym wjechaliśmy. Po drodze zatrzymujemy się na piknik pod klasztorem Sewanawank nad jeziorem Sevan. Tym razem nikomu z nas nie chce się wdrapywać pod sam kościół – podziwiamy go z nad jeziora i zajadamy chaczapuri.
Granicę z Gruzją przekraczamy w Bagarayaszen. Tym razem znacznie lepsza droga do i z granicy, ale przy wjeździe mieliśmy ładniejsze widoki.
Na granicy leki cyrk – nie wiadomo o co chodzi: co, gdzie, z kim i w jakiej kolejności załatwiać – w końcu płacimy 3 tyś po Armeńskiej stronie. Po Gruzińskiej zwyczaje jak na Ukrainie – trzeba wychodzić z samochodu i przedefilować do pana w okienku.
W końcu jesteśmy w Gruzji. Oj, będziemy tęsknić za Armenią! Jedziemy do Tbilisi. Niestety jesteśmy tak zmęczeni, że po drodze już nie wciśniemy żadnej atrakcji… a może jednak? ;)
3 komentarze
macie namiary na tą „nietypową” restauracje ?
Niestety… Restauracja, podobnie jak nasz hotel miały nazwy tylko po Armeńsku. To było na przedmieściach. Nazwę hotelu mamy tutaj na zdjęciu – http://kasai.eu/2014/gruzja-i-armenia-praktycznie/ Powodzenia :)
Niestety… Restauracja, podobnie jak nasz hotel miały nazwy tylko po
Armeńsku. To było na przedmieściach. Nazwę hotelu mamy tutaj na zdjęciu –
http://kasai.eu/2014/gruzja-i-armenia-praktycznie/